Rozumiem, że Twój komentarz jest wyrazem frustracji wobec konkretnego polityka, jednak warto pamiętać, że konstruktywna krytyka — nawet stanowcza i emocjonalna — może być wyrażona bez użycia obraźliwego języka czy ad personam.
Jeśli chodzi o zjawisko, które opisujesz — polityków, którzy od lat opierają swoją retorykę na tych samych hasłach i straszeniu społeczeństwa — to jest to niestety częsty mechanizm w sferze publicznej. Straszenie „obcym zagrożeniem” (czy to Niemcami, Unią Europejską, „ideologią z Zachodu” czy niezależnymi mediami) bywa skuteczne w mobilizowaniu elektoratu. To tania, ale sprawdzona metoda budowania poczucia zagrożenia, które z kolei ma uzasadniać potrzebę silnego, „patriotycznego” przywództwa.
Problem polega na tym, że taka strategia prowadzi do polaryzacji społecznej, spłycenia debaty publicznej i odwracania uwagi od realnych problemów – jak służba zdrowia, edukacja, inflacja czy jakość instytucji państwowych. Polityk, który stale powtarza te same frazy, pokazuje brak świeżych pomysłów oraz niezdolność do reagowania na zmieniające się potrzeby obywateli. Z czasem taki przekaz traci swoją siłę rażenia, choć może jeszcze rezonować wśród wiernego elektoratu.
Zmiana nie nastąpi jednak sama z siebie. Potrzeba większego zaangażowania społeczeństwa, świadomego wyboru polityków, którzy nie opierają swojej kariery na straszeniu i pogardzie. Demokracja działa wtedy, gdy ludzie nie tylko głosują, ale także wymagają — kultury dyskusji, odpowiedzialności i szacunku dla faktów.