To nie imigranci są problemem, tylko bojówki PiS i Bąkiewicza.

By | July 8, 2025

To nie imigranci są problemem, tylko bojówki PiS i Bąkiewicza

W debacie publicznej w Polsce, temat imigrantów powraca jak bumerang, szczególnie w okresach napięć politycznych. Partie prawicowe – na czele z Prawem i Sprawiedliwością (PiS) – często wykorzystują imigrantów jako wygodny straszak. Zgodnie z narracją tych środowisk, imigranci mają stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa, kultury, religii i tożsamości narodowej. Jednak prawdziwe niebezpieczeństwo, jakie coraz wyraźniej kształtuje się w Polsce, nie ma nic wspólnego z osobami uciekającymi przed wojną, biedą czy prześladowaniami. Prawdziwym zagrożeniem są zorganizowane, coraz śmielej działające bojówki – nieoficjalnie wspierane przez polityków PiS i postacie pokroju Roberta Bąkiewicza.

Mit imigranta jako zagrożenia

Prawica w Polsce od lat buduje mit imigranta jako „obcego” – zagrożenia dla polskich wartości, religii, bezpieczeństwa i porządku społecznego. Rząd PiS z jednej strony oficjalnie deklaruje solidarność z Ukrainą i przyjmuje miliony uchodźców wojennych, z drugiej strony buduje mur na granicy z Białorusią i przedstawia każdego, kto próbuje się przedostać przez Puszczę Białowieską, jako potencjalnego terrorystę, gwałciciela lub przemytnika.

Ta podwójna narracja jest nie tylko hipokrytyczna, ale też niebezpieczna. Dzieli ludzi na „dobrych” i „złych” uchodźców, zależnie od ich pochodzenia czy religii. Zamiast analizować fakty, rząd i związane z nim media serwują społeczeństwu emocjonalne przekazy mające wywołać strach i niechęć. Tymczasem, jak pokazują dane, większość imigrantów – niezależnie od kraju pochodzenia – nie stanowi żadnego zagrożenia. Wręcz przeciwnie: wielu z nich pracuje, płaci podatki, podejmuje się trudnych zawodów, których Polacy nie chcą już wykonywać.

Prawdziwe zagrożenie: nacjonalistyczne bojówki

W cieniu tej antyimigracyjnej retoryki rosną w siłę grupy narodowo-radykalne, które coraz częściej zachowują się jak prywatne bojówki. Mowa tu nie tylko o członkach Młodzieży Wszechpolskiej czy ONR, ale przede wszystkim o środowisku skupionym wokół Roberta Bąkiewicza, byłego lidera Marszu Niepodległości i Fundacji Straż Narodowa.

Bąkiewicz przez lata był lansowany przez media publiczne jako „patriota”, „obrońca polskości” i „organizator największego marszu narodowego w Europie”. W rzeczywistości jego działalność wielokrotnie przybierała formę zastraszania, przemocy i podsycania nienawiści. Organizowane przez niego manifestacje często kończyły się zamieszkami, atakami na dziennikarzy, przeciwników politycznych i mniejszości. Niepokojące jest to, że osoby uczestniczące w takich akcjach czują się całkowicie bezkarne – często w asyście lub pod ochroną policji.

PiS i flirt z radykalizmem

Związek PiS z takimi grupami nie jest przypadkowy. Rządząca partia przez lata cynicznie wykorzystywała nacjonalistyczne bojówki do swoich celów politycznych. Dzięki nim mogła mobilizować twardy elektorat, zastraszać przeciwników, tworzyć obraz „oblężonej twierdzy” i budować tożsamość polityczną wokół konfliktu „my” kontra „oni”.

Fundacja Straż Narodowa otrzymała od rządu PiS miliony złotych z publicznych pieniędzy na rzekome działania patriotyczne i edukacyjne. Tymczasem, efektem tych działań była głównie radykalizacja młodzieży, szerzenie mowy nienawiści i promowanie kultu siły. Bąkiewicz sam wielokrotnie posługiwał się językiem nienawiści, mówiąc o „lewicowej zarazie” czy „zdrajcach narodu”. Jego środowisko zorganizowało liczne akcje przeciwko środowiskom LGBT, kobietom, opozycji i każdemu, kto myśli inaczej niż konserwatywna prawica.

Polacy przeciw nienawiści, nie imigrantom

Większość Polaków nie utożsamia się z radykalnym nacjonalizmem. Pokazały to choćby protesty po zamordowaniu Pawła Adamowicza, marsze równości w wielu miastach czy ogromne wsparcie społeczne dla uchodźców z Ukrainy. Polacy są otwarci, empatyczni i potrafią okazać solidarność. Problem polega na tym, że rząd i media publiczne systematycznie deformują rzeczywistość – podsycają strach i antagonizmy zamiast rozwiązywać problemy społeczne.

Zamiast wspierać dialog, edukację i integrację, państwo polskie – poprzez milczącą zgodę lub wręcz aktywne wspieranie – umożliwia rozwój środowisk paramilitarnych i nacjonalistycznych. W imię „obrony wartości” pozwala się na to, by na ulicach miast dochodziło do linczów słownych, agresji fizycznej, a nawet prób zastraszenia legalnych manifestacji obywatelskich.

Bojówki jako narzędzie opresji

Niepokojącym zjawiskiem jest również fakt, że te same bojówki, które kiedyś atakowały lewicowe marsze, dziś zyskują wpływy w samorządach, szkołach, a nawet służbach. W niektórych przypadkach dochodziło do sytuacji, gdzie osoby związane z radykalną prawicą były zatrudniane w urzędach lub dostawały granty publiczne, mimo swojego skrajnie nienawistnego przekazu.

To nie są już tylko „chuligani z marginesu”. To coraz częściej dobrze zorganizowane struktury, których celem jest destabilizacja społeczeństwa i wywołanie permanentnego konfliktu kulturowego. Imigranci – szczególnie ci najbardziej bezbronni – stają się jedynie wygodnym celem. Prawdziwym celem są jednak wszyscy, którzy nie pasują do ich ciasnej wizji Polski: kobiety walczące o prawa reprodukcyjne, osoby LGBT+, wolne media, nauczyciele uczący krytycznego myślenia czy młodzi aktywiści klimatyczni.

Co można zrobić?

Po pierwsze: należy przestać dawać przyzwolenie na język nienawiści – niezależnie od tego, czy wypowiada go polityk, duchowny czy celebryta. Mowa ma moc: tworzy rzeczywistość, legitymizuje przemoc i dzieli społeczeństwo.

Po drugie: trzeba jasno oddzielić patriotyzm od nacjonalizmu. Kochanie swojego kraju nie oznacza nienawiści do innych. Polska może być dumna ze swojej historii, kultury i wartości, nie popadając w ksenofobię i izolacjonizm.

Po trzecie: czas zacząć traktować bojówki jak to, czym naprawdę są – zagrożeniem dla porządku publicznego i demokracji. Ich finansowanie powinno zostać dokładnie prześwietlone, a wszelkie formy przemocy – karane z całą surowością prawa.

Podsumowanie

To nie imigranci są problemem. Problemem są bojówki, które – pod płaszczykiem patriotyzmu – sieją strach, przemoc i nienawiść. Problemem jest władza, która nie tylko je toleruje, ale czasem wręcz wspiera. Jeśli Polska ma być krajem bezpiecznym, otwartym i demokratycznym, musi się odciąć od nacjonalistycznych radykalizmów i skupić na realnych wyzwaniach – nie tych sztucznie wykreowanych przez propagandę. Czas przestać patrzeć na imigrantów jak na wrogów. W prawdziwe oczy trzeba spojrzeć tym, którzy w biały dzień maszerują po ulicach z pochodniami i agresją – w imię „prawdziwej Polski”, której definicję próbują zawłaszczyć.