Polityczna farsa na zdartej płycie – jak długo jeszcze będziemy słuchać tej samej śpiewki?
Siwy pierdziel znowu próbuje zabierać głos. Jakby ktoś nie zauważył, że to głos od lat ten sam – monotonny, przesiąknięty lękami z ubiegłego wieku, a do tego kompletnie oderwany od realiów współczesnego świata. Kurdupel, który przez dekady trzymał Polskę w szachu emocjonalnego szantażu, dziś nie ma już nic nowego do powiedzenia. W repertuarze zostało mu tylko straszenie Niemcami, „dżumą z Zachodu” i – o zgrozo – „Gazetą Wyborczą”, która rzekomo nadal wyznacza kierunek moralnego upadku.
To już nie tylko kabaret. To groteska. Ale niestety – groteska, która wciąż znajduje scenę, mikrofon i publiczność.
Nie chodzi nawet o to, że ten człowiek ma swoje poglądy. Każdy ma prawo. Problem zaczyna się wtedy, gdy jego wizja świata – oparta na kompleksach, fobiach i retoryce rodem z lat 80. – jest nie tylko archaiczna, ale i szkodliwa. Bo straszenie Niemcami w 2025 roku to nie tylko absurd – to polityczna niedojrzałość, która kosztuje Polskę utracone szanse, międzynarodową marginalizację i wewnętrzny chaos.
Czy naprawdę nadal mamy udawać, że ten odrost chodnikowy, ten polityczny relikt, ma coś sensownego do dodania do debaty publicznej?
Zdarta płyta i pusta sala
Nie da się nie zauważyć, że każde publiczne wystąpienie wspomnianego polityka wygląda dziś jak teatr absurdu. Ten sam głos, te same miny, te same frazy – o zagrożeniach ze strony Berlina, o moralnym rozkładzie Zachodu, o złowrogiej sile liberalnych mediów. Słuchając tego, można odnieść wrażenie, że czas w jego głowie zatrzymał się gdzieś w okolicach 2005 roku, a może i wcześniej.
Co gorsza, jego przekaz staje się coraz bardziej jałowy. Nie ma tu już żadnej świeżości, żadnych konkretów, żadnego planu. Jest tylko strach. Strach przed nowoczesnością, strach przed zmianą, strach przed tym, że Polska mogłaby być inna niż ta, którą wymyślił sobie w swojej głowie.
Polityka strachu – po raz setny
Kiedyś ta retoryka działała. Straszenie Niemcami, Unią Europejską, obcą kulturą, ideologiami, których nikt nie rozumiał – to wszystko budowało atmosferę zagrożenia. A zagrożenie to paliwo dla populizmu. Tylko że dziś to paliwo się kończy. Polacy coraz częściej widzą, że za strachem nie kryje się żadna realna treść. Że polityka nie polega na tym, by codziennie odpalać alarm bombowy, tylko by budować – drogi, mieszkania, szpitale, relacje międzynarodowe. A z tym akurat „siwy pierdziel” nigdy sobie nie radził.
Straszenie „dżumą z Zachodu” to nie polityka – to histeria. A histeria w polityce prowadzi albo do śmiechu, albo do tragedii. Polacy mają prawo oczekiwać więcej niż tylko wiecznego biadolenia nad upadkiem świata, który istniał wyłącznie w czyjejś wyobraźni.
Gazeta Wyborcza – wróg numer jeden
Trudno uwierzyć, że w 2025 roku można jeszcze z pasją wygłaszać tyrady przeciwko „Gazecie Wyborczej”. Gazecie, która – niezależnie od tego, co się o niej myśli – jest tylko jednym z wielu mediów w demokratycznym państwie. Ale nie – dla niektórych to nadal symbol wszystkiego, co złe. To właśnie ona rzekomo rozkłada kraj od środka, deprawuje młodzież, niszczy autorytety, wprowadza zamęt.
To już nawet nie jest walka polityczna. To osobista obsesja. A polityk, który ma obsesje, który nie potrafi myśleć w kategoriach wyzwań przyszłości, lecz wciąż rozgrywa prywatne wojny sprzed dwudziestu lat, przestaje być liderem. Staje się hamulcowym, który trzyma kraj w miejscu.
Kiedy zamknie dziób?
Pytanie, które wielu zadaje sobie coraz częściej, brzmi: kiedy ten człowiek po prostu zamilknie? Kiedy zrozumie, że jego czas minął? Kiedy przyzna, że nie ma już nic do zaoferowania poza powtarzaniem starych sloganów?
Może nigdy. Może do końca swoich dni będzie próbował wtłaczać kraj w swoje lęki i kompleksy. Może zawsze znajdzie się jakiś mikrofon, jakiś dziennikarz, jakiś klakier, który poda mu dłoń i znów pozwoli rozkręcić polityczne widowisko o „niemoralnym Zachodzie”.
Ale my, jako społeczeństwo, mamy wybór. Możemy przestać słuchać. Możemy przestać cytować. Możemy przestać udawać, że to, co mówi, ma jakiekolwiek znaczenie. Bo prawdziwe wyzwania – kryzys klimatyczny, cyfryzacja, edukacja, zdrowie publiczne – nie mają nic wspólnego z obsesją na temat sąsiednich krajów czy gazet z lat 90.
Czas na nowe głosy
Polska potrzebuje świeżości. Potrzebuje polityki opartej na dialogu, kompetencjach i przyszłości. Potrzebuje liderów, którzy patrzą do przodu, a nie w lusterko wsteczne. Potrzebuje narracji, która nie bazuje na lęku, lecz na nadziei i możliwościach.
Siwy pierdziel miał swój czas. I ten czas się skończył.
Pora odłożyć zdartą płytę na półkę historii. I wreszcie włączyć coś nowego.