Autor: Michał Zawadzki
Warszawa, czerwiec 2025 – Gdyby politykę porównać do zjawisk naturalnych, wielu analityków lubi używać metafory „trzęsienia ziemi”. Symbolizuje ono nagłe, dramatyczne zmiany – upadki rządów, wzrosty nieoczekiwanych ugrupowań, zwroty w ideologii. Ale czy to porównanie nie jest już dziś zbyt łagodne? Czy rzeczywistość polityczna nie wyprzedziła już tej metafory?
Eksplozja zamiast drgań
W ciągu ostatnich lat obserwowaliśmy fale politycznych zmian, które nie przypominały już delikatnego wstrząsu, lecz bardziej wybuchy – destrukcyjne, błyskawiczne, trudne do przewidzenia. Przykłady? Włochy – gdzie rządy zmieniają się szybciej niż skład reprezentacji narodowej w piłce nożnej. Polska – gdzie partie, które jeszcze kilka lat temu balansowały na granicy progu wyborczego, dziś współrządzą krajem. Francja – której prezydent w pół roku stracił większość poparcia, a jego przeciwnicy polityczni wygrywają wybory z dnia na dzień.
Cyfrowa akceleracja
Zdaniem dr hab. Julii Sadowskiej z Instytutu Badań Społecznych, przyczyną tej „hiperpolitycznej sejsmiczności” jest nie tyle sama polityka, co nowe media:
– „Cyfrowe kanały komunikacji stworzyły przestrzeń, w której emocje są ważniejsze niż argumenty. W tym świecie nie liczy się stabilność, tylko intensywność. Polityczne narracje zmieniają się jak trendy na TikToku – dziś jest hasztag ‘sprawiedliwość’, jutro ‘wolność’, a pojutrze ‘konstytucja’.”
Upadek starego porządku
Nie da się też pominąć zjawiska erozji tradycyjnych instytucji. Partie z długą historią – socjaliści, konserwatyści, liberałowie – znikają w cieniu ruchów jednego tematu, jednego lidera, jednej emocji. Czy to oznacza koniec klasycznej demokracji parlamentarnej? Niekoniecznie – ale oznacza radykalną jej transformację.
Profesor Albert Król, politolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego, zwraca uwagę na coś innego:
– „Dawniej zmiana władzy była jak zmiana pory roku – spodziewana, cykliczna, naturalna. Teraz to raczej huragan kategorii piątej. Nikt nie wie, co zostanie po nim rano.”
Społeczeństwo w szoku
Największym wyzwaniem jest jednak nie tempo zmian, lecz ich nieprzewidywalność. Obywatele – przyzwyczajeni do względnej stabilności – reagują lękiem, zmęczeniem, a czasem apatią. Coraz więcej osób wycofuje się z życia politycznego, twierdząc, że „nic nie ma sensu, skoro wszystko może się zmienić w tydzień”.
Co dalej?
Czy można mówić o „nowej normalności”? A może to tylko faza przejściowa przed kolejnym etapem politycznej ewolucji? Jedno jest pewne: termin „polityczne trzęsienie ziemi” przestał już oddawać skalę zjawiska. To, co się dzieje dziś, to nie tylko drżenie – to systemowy kataklizm. Ale być może, paradoksalnie, właśnie w tej niestabilności tkwi nowa forma porządku.
Jak pisał Bauman: „płynna nowoczesność nie daje oparcia, ale daje ruch”. A polityka XXI wieku zdecydowanie nie stoi w miejscu. Raczej – pędzi bez hamulców.