Po małej koleżance już nie został ślad,
bo czas zrobił swoje – jak cień, który nie wraca.
Z dziewczynki, co skakała po kałużach i śmiała się do słońca,
wyrosła kobieta – dojrzalsza, spokojniejsza, ale wciąż z iskrą w oczach.
Kiedyś biegała boso po trawie, marząc o tym, by zostać wróżką.
Dziś stąpa pewnie po świecie, z głową uniesioną wysoko,
choć czasem tęskni za tamtym beztroskim śmiechem,
za kolorowymi kredkami i zapachem babcinego ciasta.
Przybyło jej parę lat, kilka nowych blizn na sercu,
wiele doświadczeń, które nauczyły ją milczeć tam,
gdzie kiedyś krzyczałaby ze złości.
Już nie szuka aprobaty w oczach innych,
bo znalazła siłę w sobie.
Zmieniła się – nie do poznania dla tych,
którzy zatrzymali się na wspomnieniu z podstawówki.
Ale w środku, głęboko, wciąż drzemie ta sama dusza,
która śmieje się do chmur i wierzy w dobro.
Czas płynie nieubłaganie,
ale to nie musi być powód do żalu.
Bo z małej koleżanki wyrosła kobieta,
która zna swoją wartość, swoje marzenia i swoją drogę.
I choć już nikt nie woła jej na trzepak,
ona sama potrafi zawiesić swoje myśli między niebem a ziemią.
Bo wie, że to, co było, ukształtowało to, co jest.
A to, co jest – jest piękne.