On się nie kontroluje i wymaga głębokiej terapii” – mówi jeden z sędziów. Szczegóły ➡️

By | July 25, 2025

Oczywiście. Oto rozwinięcie wypowiedzi: „On się nie kontroluje i wymaga głębokiej terapii”, wypowiedzianej przez jednego z sędziów, w formie rozbudowanego artykułu

„On się nie kontroluje i wymaga głębokiej terapii” – dramat człowieka i refleksja nad systemem

W jednej z sal sądowych, gdzie na co dzień zapadają decyzje o losach ludzi, zapadła cisza. Po odczytaniu opinii biegłych i wysłuchaniu zeznań świadków, sędzia wypowiedział słowa, które niosły ze sobą nie tylko prawne, ale przede wszystkim ludzkie przesłanie:
– On się nie kontroluje i wymaga głębokiej terapii.

To zdanie nie było przypadkowe ani oskarżające. Było raczej krzykiem zrozumienia, dramatycznym podsumowaniem tragicznej historii człowieka, który w oczach wielu był już tylko „sprawcą”. Jednak za tym czynem kryła się znacznie głębsza opowieść – o cierpieniu, braku pomocy, systemowych zaniedbaniach i psychicznej dezintegracji.

Kim był oskarżony?

Mężczyzna, którego dotyczyła sprawa, miał zaledwie 28 lat. Z pozoru przeciętny obywatel – ukończył szkołę zawodową, pracował dorywczo, nie był wcześniej karany. Ale jego przeszłość to zbiór cichych dramatów. Wychowywał się w domu, gdzie przemoc psychiczna i fizyczna były normą. Ojciec alkoholik, matka pogrążona w depresji. Już jako dziecko przejawiał symptomy lękowe i agresywne reakcje. Nikt jednak nie zareagował – ani szkoła, ani opieka społeczna.

W wieku 16 lat porzucił szkołę. W wieku 18 lat próbował popełnić samobójstwo. Później doszło do pierwszych ataków agresji. Bił partnerki, wchodził w konflikt z sąsiadami. Tłumaczył, że „coś mu się w głowie przełącza”. Został kilkakrotnie skierowany na badania psychiatryczne, ale nie podjął leczenia. Nikt go też do niego nie przymusił – ani bliscy, ani instytucje.

Dzień, który wszystko zmienił

Sprawa, która trafiła na wokandę, dotyczyła brutalnego pobicia młodego chłopaka – zupełnie obcego człowieka, który przypadkiem stanął na jego drodze. Nagrania z monitoringu ukazały mężczyznę w stanie szału: krzyczącego, bijącego, kopiącego ofiarę aż do utraty przytomności. Zatrzymany po kilku godzinach, nie potrafił logicznie wyjaśnić, co się wydarzyło.

– On mnie prowokował – mówił. – Patrzył na mnie jak mój ojciec. Musiałem coś zrobić.

Psychiatrzy orzekli: głęboka trauma, zaburzenia osobowości typu borderline z elementami psychozy, napady dysocjacyjne, możliwe PTSD. Jeden z biegłych powiedział: „Ten człowiek funkcjonuje jak tykająca bomba – jego granica między rzeczywistością a urojeniem jest bardzo cienka.”

„On się nie kontroluje i wymaga głębokiej terapii” – co oznacza ta diagnoza?

Sędzia, wypowiadając te słowa, nie tylko oceniał sprawcę, ale również rzucał światło na to, co system prawny często ignoruje – człowiek chory psychicznie to nie zawsze przestępca z wyboru, ale ofiara wielu zaniedbań.

Głęboka terapia, o której mówił sędzia, to nie jednorazowa rozmowa z psychologiem. To proces – długofalowy, wymagający zaangażowania specjalistów: psychiatry, psychoterapeuty, neurologopedy, często również terapeuty zajęciowego i lekarzy innych specjalności. Leczenie takie nie kończy się po miesiącu. Czasem trwa lata – z przerwami, nawrotami, upadkami i powolnymi krokami do przodu.

Ale pytanie brzmi: czy w Polsce rzeczywiście jest miejsce na taką terapię dla osoby, która weszła w konflikt z prawem?

System, który nie leczy – tylko izoluje

Większość osadzonych z problemami psychicznymi trafia do więzień, a nie do specjalistycznych ośrodków. W wielu jednostkach brakuje psychologów, a jeśli są, to przypada na nich setki osadzonych. Leczenie psychiatryczne sprowadza się często do podawania leków – bez terapii, bez diagnozy źródła problemu.

Owszem, są zakłady psychiatryczne o charakterze sądowym (np. w Gostyninie), ale to miejsca zarezerwowane dla najcięższych przypadków i przestępstw. Dla kogoś z „zaburzoną kontrolą impulsów”, ale bez spektakularnej zbrodni, system oferuje izolację, a nie leczenie.

Tymczasem eksperci mówią wprost: nieleczony zaburzony psychicznie sprawca po odbyciu kary wraca do społeczeństwa w jeszcze gorszym stanie.

Społeczeństwo też nie jest gotowe

Wielu ludzi nadal nie rozumie, czym są zaburzenia psychiczne. W powszechnej opinii agresor to po prostu „zły człowiek”, a „chory psychicznie” to wygodna wymówka. Brakuje świadomości, edukacji i empatii.

Rodziny takich osób często się ich wstydzą. Sąsiedzi izolują. Szkoły odsyłają. Lekarze nie mają czasu ani narzędzi. I tak tworzy się błędne koło – z którego jedynym wyjściem bywa przemoc, kara, więzienie.

Czy można to zmienić?

Tak – ale wymaga to:
1. Reformy sądownictwa i systemu karnego, by więcej sprawców z diagnozą trafiało do leczenia, nie tylko za kraty.
2. Finansowania ośrodków terapeutycznych o profilu resocjalizacyjno-psychiatrycznym – takich, które łączą terapię, opiekę medyczną i edukację społeczną.
3. Szkolenia dla sędziów, prokuratorów i policji w zakresie rozpoznawania objawów zaburzeń psychicznych.
4. Kampanii społecznych pokazujących, że agresja często wynika z bólu psychicznego, a nie złej woli.
5. Wsparcia rodzin i opiekunów, by nie zostawali sami z problemem, zanim jeszcze dojdzie do tragedii.

Zakończenie: nie każdy sprawca to potwór

„On się nie kontroluje i wymaga głębokiej terapii” – te słowa mogą uratować życie. Nie tylko sprawcy, ale też przyszłym ofiarom, które mogłyby paść ofiarą kolejnego ataku.

System, który nie rozumie przyczyn, nie leczy skutków. A społeczeństwo, które nie widzi człowieka w człowieku, samo staje się winne – nie poprzez czyny, lecz przez milczenie.

Być może ten mężczyzna spędzi kilka lat w więzieniu. Ale jeśli nie otrzyma pomocy – po wyjściu znów będzie zagrożeniem. Dla innych, ale przede wszystkim – dla samego siebie.

Bo prawdziwa sprawiedliwość to nie tylko wyrok. To także szansa na uzdrowienie.

Jeśli chcesz, mogę napisać wersję tego tekstu jako reportaż emocjonalny lub podsumowanie medialne – daj znać.