Jeszcze rano trzymali się za ręce, z uśmiechami na twarzach snuli opowieści o wspólnej przyszłości. Planowali ślub – skromny, ale pełen ciepła, z najbliższymi osobami, na łonie natury. Marzyli o letnich wieczorach nad jeziorem, o spacerach boso po trawie, o zapachu lawendy w ogrodzie, który chcieli razem pielęgnować. Mówili o dziecku – z czułością, z nadzieją, z miłością. Ona opowiadała, jak nazwą córkę, on śmiał się, że już widzi siebie uczącego syna grać w piłkę. W ich oczach była pewność, że mają czas, że wszystko dopiero się zaczyna.
A potem coś się zmieniło. Jedno słowo, jeden gest, jedno nieporozumienie – i cały ten świat zaczął się kruszyć. Ciepło zniknęło z głosów, dłonie rozluźniły uścisk. Przyszłość, która jeszcze rano wydawała się tak bliska, nagle oddaliła się jak sen po przebudzeniu. Zamiast śmiechu pojawiła się cisza, a spojrzenia unikały siebie nawzajem. Nikt nie wiedział, kiedy dokładnie to się stało – może to był strach, może zranienie, a może po prostu życie. Ale jedno było pewne – jeszcze rano wierzyli, że mają wszystko.