Ewa Wrzosek trafia w sedno istoty demokratycznego państwa prawa. Twierdzenia, że powtórne przeliczenie głosów w wyborach jest „bez sensu”, bo rzekomo nie zmieni wyniku, jest kosztowne czy potencjalnie precedensowe – całkowicie ignorują fundament, na którym opiera się zaufanie obywateli do instytucji państwa: uczciwość i przejrzystość procesu wyborczego.
W demokracji nie chodzi tylko o to, kto „wygrał”, ale jak wygrał. Jeśli istnieje choćby cień wątpliwości co do tego, czy wybory zostały przeprowadzone zgodnie z prawem – czy dokumentacja nie była fałszowana, czy głosy zostały policzone prawidłowo, czy nie doszło do manipulacji listami podpisów – to państwo ma obowiązek natychmiast zareagować. Takie działania nie są „kwestią polityczną”, ale obowiązkiem wynikającym z prawa karnego i zasad demokratycznego ładu.
Ujawnione dotychczas nieprawidłowości – jak doniesienia o możliwym podrabianiu dokumentów, fałszywych protokołach czy dziwnych „błędach” przy liczeniu głosów – nie mogą być zbywane wzruszeniem ramion. Nie wolno powtarzać narracji „Polacy, nic się nie stało”, bo to właśnie takie podejście niszczy społeczne zaufanie do instytucji wyborczych, a w dłuższej perspektywie – do demokracji jako takiej.
Nie chodzi o spektakularne zmiany wyników wyborów, lecz o coś znacznie cenniejszego: wiarę obywateli, że ich głos ma znaczenie, że nie zostanie sfałszowany, że system działa uczciwie. A bez tego – żadna władza, nawet ta najbardziej legalna z pozoru – nie będzie miała legitymacji moralnej.
Dlatego tak ważne jest, by prokuratura, niezależne instytucje oraz opinia publiczna traktowały sprawę z należytą powagą, a nie jako polityczny epizod. Demokracja nie broni się sama – trzeba jej pomóc.