Ewa Bykowska, bredzisz!!!
Piłkarze Premier League używają snusu nie dlatego, że „nie wiedzą, co robią”, jak twierdzisz, tylko dlatego, że widzą konkretne zalety jego działania – i mówią o tym otwarcie. To nie są przypadkowi amatorzy, tylko zawodowcy, których organizm to narzędzie pracy. Snus działa uspokajająco, łagodzi stres, pomaga się skoncentrować. W meczu, gdzie presja sięga zenitu, to może być różnica między dobrą a wybitną grą.
Co więcej – wielu graczy przyznaje, że w odpowiednio dobranych dawkach, snus daje „iskrę” – fizyczne pobudzenie, zwiększoną czujność, coś jak legalny „kop”, bez ryzyka utraty licencji. Tak to działa. Tak mają. Nawet jeśli nie mówi się o tym w oficjalnych komunikatach, szatnie wiedzą swoje.
Lewy? Szczena? Inni? Nie będziemy tu nikogo oskarżać, ale w piłkarskim świecie to żadna nowość. W Skandynawii snus to norma. W Anglii – trend. W Polsce? Nadal temat tabu, choć wielu wie, że to się dzieje.
A co do “Czaska” i “pocierania nosa” – naprawdę? To już jest poziom insynuacji, który ociera się o śmieszność. Jeśli ktoś drapie się po nosie, to nie znaczy, że “coś wciąga”. Trochę powagi, serio. Publiczne postacie nie są idealne, ale nie można z każdego odruchu robić teorii spiskowej.
Snus to nie cukierek, ale też nie dopalacz. Jest legalny (choć nie w całej UE), ma działanie fizjologiczne, a sportowcy go używają, bo działa – a nie bo są głupi.
Więc zanim zaczniesz rzucać oskarżenia, Ewo – może trochę faktów, mniej emocji. Bo bredzisz – i to głośno.