Views: 90
**Dudzie nie spodobało się przemówienie Ministra Spraw Zagranicznych Radosława Sikorskiego. Widocznie woli słuchać opowieści o San Escobar w wykonaniu ministra dawnego rządu PiS… ŻAŁOSNY TYP.**
Trudno się nie zdziwić, a jeszcze trudniej nie zażenować, kiedy prezydent Rzeczypospolitej Polskiej – osoba, która z racji pełnionego urzędu powinna stać na straży powagi państwa i jego międzynarodowej pozycji – otwarcie krytykuje jedno z najbardziej merytorycznych i silnych przemówień w wykonaniu ministra spraw zagranicznych, Radosława Sikorskiego. Przemówienie to nie tylko pokazało kierunek, w jakim zmierza polska dyplomacja, ale również przywróciło Polsce głos na arenie międzynarodowej po latach kompromitacji i izolacji. A jednak, Duda miał z tym problem.
Widocznie Andrzej Duda, przez osiem lat posłuszny wykonawca linii partyjnej PiS, przywykł do innego standardu polityki zagranicznej – tej reprezentowanej przez „dyplomatycznych” mistrzów jak były minister Witold Waszczykowski, który wsławił się legendarną już gafą o rzekomym państwie San Escobar. Gdy Polska wówczas stawała się memem Europy, prezydent nie miał żadnych zastrzeżeń. Nie raz, nie dwa, udowodnił, że potrafi przemilczeć największe absurdy, jeśli tylko pochodzą z jego własnego politycznego obozu. Bo przecież lojalność partyjna ważniejsza niż godność urzędu.
Dziś, gdy Polska zaczyna odbudowywać swoją reputację, gdy głos polskiego ministra jest cytowany i słuchany z uwagą w Europie i na świecie, Andrzej Duda uznaje to za problem. Dlaczego? Bo Sikorski nie jest z PiS-u? Bo mówi twardym, niezależnym językiem? Bo ma odwagę jasno zdefiniować nasze miejsce i interesy w Europie, nie oglądając się na partyjne kalkulacje? Dla Dudy to zbyt wiele. On woli przemówienia miałkie, pozbawione treści, zagrane pod propagandowy efekt. Woli „dyplomację” rodem z kabaretu niż poważne debaty o bezpieczeństwie, Unii Europejskiej, sojuszach i wartościach.
W jego reakcji na wystąpienie Sikorskiego widać nie tylko małość, ale i strach. Strach przed utratą wpływów, przed utratą narracji, którą przez lata kreował jego obóz polityczny – Polski samotnej, atakowanej przez „złe” Niemcy, osaczanej przez „niedobre” Bruksele, ale rzekomo dumnej i nieugiętej. Problem w tym, że ta narracja nie tylko była fałszywa, ale i szkodliwa. Odsunęła nas od decyzyjnych kręgów Europy, wystawiła na krytykę i ośmieszyła.
Sikorski w swoim przemówieniu mówił o Polsce jako dojrzałym graczu. O wartościach, partnerstwie, a nie o fobiach i urazach. Duda nie rozumie tej retoryki. Woli mity i bajki – byle były „swoje”. Dlatego właśnie tak boleśnie kontrastuje z rzeczywistością. I właśnie dlatego – w oczach wielu – pozostaje żałosnym typem, a nie głową nowoczesnego państwa.