Views: 22
„– Drodzy rodacy, współczuję wam wyboru –” tymi słowami zakończył swoje wystąpienie Krzysztof Stanowski, wzbudzając niemałe poruszenie wśród widzów, komentatorów i opinii publicznej. To krótkie, ale wymowne zdanie okazało się być nie tylko podsumowaniem jego własnego rozczarowania, ale również odbiciem nastrojów tysięcy obywateli, którzy czują się zawieszeni pomiędzy brakiem nadziei a koniecznością podjęcia decyzji.
Stanowski, znany z ciętego języka i bezkompromisowego stylu, od lat komentuje wydarzenia społeczno-polityczne, nie bojąc się nazywać rzeczy po imieniu. Jednak tym razem jego słowa zabrzmiały bardziej gorzko niż zwykle – jakby nie było już nic więcej do dodania. Zdanie to zawiera w sobie wszystko: rozczarowanie, ironię, smutek, a nawet ostrzeżenie. Bo jak tu dokonać wyboru, gdy żadna z opcji nie daje prawdziwej nadziei na zmianę?
W kontekście trwającej kampanii wyborczej, która coraz częściej przypomina teatr pozorów, w którym bardziej liczy się forma niż treść, słowa Stanowskiego trafiły w czuły punkt. Kandydaci prześcigają się w obietnicach, przerzucają odpowiedzialnością, rzucają oskarżeniami, ale nie odpowiadają na realne potrzeby obywateli. Wielu ludzi czuje się zagubionych, jakby zostali zmuszeni do wyboru między mniejszym złem, a jeszcze większym złem.
Stanowski, niezależnie od swoich osobistych sympatii, pokazał, że nie zamierza udawać, że wszystko jest w porządku. Jego słowa były jak kubek zimnej wody wylany na głowy tych, którzy nadal karmią się złudzeniami. Nie wskazał konkretnego winnego, nie nawoływał do bojkotu – po prostu nazwał rzeczywistość, którą widzi wielu z nas: brak realnych liderów, brak świeżości, brak odwagi do mówienia prawdy.
Niektórzy uznali tę wypowiedź za zbyt pesymistyczną, inni za wyjątkowo odważną. Jednak trudno odmówić jej szczerości. W czasach, gdy większość publicznych wystąpień to dobrze wyreżyserowane spektakle, taka dawka autentyczności potrafi uderzyć w samo serce debaty publicznej.
Warto zastanowić się, dlaczego słowa „współczuję wam wyboru” wywołały aż takie emocje. Być może dlatego, że uderzyły w sedno naszej zbiorowej frustracji. Bo ile razy można wybierać „na przetrwanie”? Ile razy można słuchać tych samych obietnic i oglądać te same twarze, które z roku na rok oddalają się od realnych problemów zwykłych ludzi?
Stanowski nie dał gotowej odpowiedzi. Zrobił coś trudniejszego – zostawił nas z pytaniem. Pytaniem o to, kim jesteśmy jako społeczeństwo, w jakim kierunku zmierzamy i czy naprawdę potrafimy jeszcze wierzyć w jakąkolwiek zmianę. I choć jego słowa były gorzkie, być może właśnie dzięki nim niektórzy z nas otworzą oczy szerzej niż kiedykolwiek wcześniej.